Na czym polega unschooling, czyli edukacja naturalna?

Gdy myślisz „szkoła”, co widzisz? Prawdopodobnie ławki ustawione w rzędach, dzwonek, tablicę, podział na 45-minutowe lekcje i sztywny program nauczania. To model, który znamy od pokoleń. Model oparty na założeniu, że dzieci trzeba „uczyć” – napełniać ich umysły wiedzą w ustrukturyzowany, odgórny sposób. A teraz wyobraź sobie coś dokładnie odwrotnego. Brak planu lekcji. Brak sprawdzianów. Brak ocen. Brak przymusu uczenia się czegokolwiek. Zamiast tego – całkowite zaufanie, że dziecko, podążając za swoją wrodzoną ciekawością, nauczy się wszystkiego, czego potrzebuje do życia.

Brzmi jak utopia? Anarchia? A może… jak najbardziej naturalny proces nauki na świecie?

Witaj na moim blogu. Jako psycholog edukacyjny i pedagog, który od lat pracuje z młodzieżą, codziennie obserwuję, jak system szkolny wpływa na psychikę młodych ludzi. Widzę lęk, wypalenie, utratę motywacji. Dlatego dziś chcę się przyjrzeć jednej z najbardziej radykalnych i fascynujących alternatyw dla tradycyjnej edukacji: unschoolingowi, nazywanemu też edukacją naturalną lub uczeniem się podążającym za dzieckiem.

Ten termin budzi skrajne emocje. Dla jednych to szczyt oświeconego rodzicielstwa. Dla innych – prosta droga do wychowania ignoranta i społecznego odludka. Prawda, jak zwykle, jest o wiele bardziej złożona.

W tym kompleksowym artykule, opierając się na psychologii rozwoju, neurobiologii uczenia się i moim pedagogicznym doświadczeniu, rozłożymy unschooling na czynniki pierwsze. Bez „magicznych” obietnic i bez straszenia. Zbadamy jego filozofię, przyjrzymy się, jak działa (i czy działa) w praktyce, przeanalizujemy jego psychologiczne zalety oraz bardzo realne wyzwania. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy nauka naprawdę musi boleć i czy dziecko „zostawione samo sobie” cokolwiek zrobi – ten tekst jest dla Ciebie.

Czym unschooling NIE JEST? Rozprawmy się z czterema głównymi mitami

Zanim przejdziemy do definicji, musimy oczyścić pole z najczęstszych nieporozumień. Unschooling jest tak często mylony z innymi pojęciami, że większość krytyki wynika po prostu z niezrozumienia jego istoty.

Mit 1: „Unschooling to to samo co edukacja domowa (homeschooling)”

To jest fundamentalny błąd. Edukacja domowa (homeschooling) to po prostu „szkoła w domu”. Rodzic przyjmuje rolę nauczyciela i realizuje w domu program szkolny. Często jest plan lekcji, są podręczniki, zadania i z góry ustalony materiał do opanowania. To przeniesienie struktury szkolnej 1:1 do środowiska domowego.

Unschooling jest filozofią w ramach edukacji domowej, ale na jej przeciwnym biegunie. Nie ma tu programu, nie ma planu lekcji. Nauka nie jest „robiona” w określonych godzinach. Nauka jest tym, co dzieje się mimochodem, podczas życia. Jak to ujął jeden z propagatorów: „W homeschoolingu rodzic mówi: 'Dziś o 10:00 będziemy się uczyć o Egipcie’. W unschoolingu dziecko pyta o 22:00: 'Mamo, dlaczego mumie się nie psuły?’, a rodzic odpowiada: 'Świetne pytanie, chodźmy poszukać odpowiedzi’.”

Mit 2: „Unschooling to 'nicnierobienie’, zaniedbanie i brak edukacji”

To chyba najbardziej szkodliwy mit. Unschooling nie oznacza, że rodzic „puszcza dziecko samopas” i przestaje się nim interesować. Wręcz przeciwnie! Jest to forma edukacji wymagająca od rodzica niewiarygodnego zaangażowania. Ale jest to zaangażowanie innego typu.

Zamiast zmuszać do nauki, rodzic-unschooler (o którym powiemy później) staje się facylitatorem. Jego rolą jest obserwowanie dziecka, dostrzeganie jego fascynacji (tzw. „iskier”) i tworzenie bogatego środowiska, które pozwala tę fascynację rozwijać. Jeśli dziecko interesuje się pociągami, rodzic podsuwa książki o pociągach, zabiera je na dworzec, pomaga zbudować skomplikowany model, szuka filmów dokumentalnych o historii kolei. Dziecko jest aktywne, ale to ono jest kierowcą, a rodzic pasażerem gotowym pomóc z mapą.

Mit 3: „To wychowywanie 'dzikusa’ bez zasad i anarchia”

Ten mit myli wolność w nauce z permisywnym wychowaniem (tzw. „bezstresowym wychowaniem”, które notabene nie istnieje w psychologii). Unschooling dotyczy procesu uczenia się, a nie braku zasad współżycia społecznego. W rodzinach unschoolingowych obowiązują normalne zasady domowe – szacunek do innych, dbanie o wspólne dobro, granice osobiste. Dzieci uczą się odpowiedzialności nie dlatego, że ktoś im każe, ale dlatego, że są traktowane jako pełnoprawni członkowie rodziny, którzy współdecydują i ponoszą naturalne konsekwencje swoich działań.

Mit 4: „Dzieci są izolowane i nie mają socjalizacji”

Ah, słynna „socjalizacja”. Jako psycholog muszę powiedzieć jasno: to, co często dzieje się w szkole, nie jest zdrową socjalizacją. To przebywanie pod przymusem w jednej, sztucznie dobranej grupie wiekowej, co często prowadzi do patologii takich jak bullying, kliki czy presja rówieśnicza. To raczej trening przetrwania w tłumie.

Unschoolersi mają inną socjalizację, którą wielu badaczy (jak dr Peter Gray) uważa za zdrowszą. Uczą się w świecie realnym: w bibliotekach, muzeach, na zajęciach dodatkowych (na które sami chcą chodzić), w grupach projektowych, podczas wolontariatu. Ich interakcje społeczne odbywają się w grupach wielowiekowych (jak w prawdziwym życiu) i są oparte na wspólnych zainteresowaniach, a nie na wspólnym kodzie pocztowym. Oczywiście, to wymaga od rodzica aktywnego szukania tych okazji.


Filozofia i psychologiczne korzenie unschooling

Skoro wiemy, czym unschooling nie jest, zdefiniujmy, czym jest. Najprostsza definicja brzmi: Unschooling to filozofia edukacyjna oparta na zaufaniu, że człowiek – w każdym wieku – jest istotą z natury ciekawą i zdolną do nauki, a proces uczenia się zachodzi najlepiej, gdy jest inicjowany i kierowany przez samego uczącego się.

John Holt: Od krytyka szkoły do ojca unschoolingu

Nie można mówić o unschoolingu, nie wspominając o Johnie Holcie. Był to amerykański pedagog, który w latach 60. i 70. XX wieku uczył w elitarnych szkołach. Szybko doszedł do wstrząsającego wniosku: szkoła nie wspiera nauki, ona ją zabija. W swoich książkach (jak „Jak dzieci ponoszą porażki”) opisywał, że dzieci wchodzą do systemu jako istoty błyskotliwe, ciekawe, zadające tysiące pytań, a wychodzą jako ludzie bojący się popełnić błąd, nastawieni na „zdawanie”, a nie „rozumienie”.

Obserwował, że szkoła, poprzez system ocen i kar, uczy dzieci lęku przed porażką i strategii unikania. To on ukuł termin „unschooling” (dosłownie: „odszkolnienie”), który początkowo oznaczał proces „leczenia” umysłu z nawyków nabytych w szkole, a z czasem stał się określeniem pełnoprawnej ścieżki edukacyjnej.

Kluczowe filary psychologiczne, na których stoi unschooling

Jako psycholog edukacyjny, widzę, że filozofia unschoolingu jest niemal 1:1 oparta na najważniejszych teoriach motywacji i neurobiologii uczenia się. Tradycyjna szkoła, o ironio, stoi w sprzeczności z tym, co wiemy o tym, jak działa ludzki mózg.

1. Motywacja wewnętrzna: Święty Graal uczenia się

Pamiętacie z moich poprzednich artykułów Teorię Autodeterminacji (Deci i Ryan)? Mówi ona, że aby człowiek był wewnętrznie zmotywowany do działania (czyli robił coś, bo chce, a nie bo musi), potrzebuje zaspokojenia trzech podstawowych potrzeb psychologicznych:

  • Autonomii (poczucia wyboru, wpływu, kontroli nad swoim działaniem).
  • Kompetencji (poczucia, że „umiem”, „daję radę”, „rozwijam się”).
  • Więzi (poczucia bycia w relacji, bycia akceptowanym i ważnym dla innych).

System szkolny niemal całkowicie niszczy autonomię („Rób to, co każę, wtedy kiedy każę i tak, jak każę”). Kompetencję uzależnia od zewnętrznych ocen (zamiast od realnego poczucia „umiem”, dziecko czeka na „pani pozwoliła mi umieć, dając 5”). Unschooling robi coś odwrotnego: całkowicie opiera się na autonomii dziecka. To ono decyduje, czego się uczy. Dzięki temu, że wybiera tematy, które je interesują, szybciej osiąga poczucie kompetencji. A wszystko to dzieje się w bezpiecznej więzi z rodzicem-facylitatorem.

2. Jak uczy się mózg? Ciekawość, zabawa i stan przepływu (flow)

Neurobiologia jest tu jasna. Mózg nie jest pasywnym pojemnikiem. Jest aktywnym poszukiwaczem wzorców. Uczymy się najskuteczniej, gdy:

  • Jesteśmy ciekawi: Ciekawość uwalnia w mózgu dopaminę, która działa jak „przycisk zapisu” dla nowych informacji. Unschooling to nauka napędzana ciekawością.
  • Bawimy się: Dr Peter Gray, psycholog ewolucyjny, w swojej książce „Wolne Dzieci” udowadnia, że zabawa jest głównym mechanizmem, jaki natura wymyśliła do nauki (zwłaszcza u ssaków). To w swobodnej zabawie dzieci uczą się negocjacji, planowania, radzenia sobie z emocjami i testowania hipotez.
  • Jesteśmy w „stanie przepływu” (flow): To pojęcie Mihaly’a Csikszentmihalyi’ego – stan pełnego zanurzenia w zadaniu, które jest idealnie dopasowane do naszych umiejętności (ani za łatwe, ani za trudne). To wtedy tracimy poczucie czasu i uczymy się najefektywniej. Unschooling pozwala dziecku wchodzić w ten stan codziennie, zamiast przerywać go co 45 minut dzwonkiem.

3. Rola błędu: Informacja zwrotna, a nie porażka

W szkole błąd jest karany (czerwony długopis, zła ocena, wstyd). To uczy lęku przed próbowaniem. W unschoolingu błąd jest po prostu informacją. Jeśli budujesz model samolotu i on nie lata – to nie jest „jedynka”, to jest fascynujący problem inżynieryjny do rozwiązania. Mózg, który nie boi się błędów, jest mózgiem kreatywnym i otwartym na naukę.


Unschooling w praktyce: Jak wygląda dzień „bez szkoły”?

To jest pytanie, które dostaję najczęściej. „No dobrze, ale co wy robicie cały dzień? Leżycie na kanapie?”. Odpowiedź brzmi: nie ma dwóch takich samych dni. Życie jest programem nauczania.

Uczenie się dzieje się przez rozmowy, zadawanie pytań, czytanie książek, oglądanie filmów dokumentalnych, granie w gry (planszowe i komputerowe!), gotowanie, majsterkowanie, spacery po lesie, wizyty w muzeach, prowadzenie domowego budżetu czy pomaganie w naprawie roweru.

Przykład 1: „Faza na Minecrafta” (czyli nauka „wszystkiego”)

Rodzic szkolny widzi: „Dziecko marnuje czas, grając w gry”. Rodzic unschoolingowy (facylitator) widzi: „Dziecko jest w stanie flow. Czego się uczy?”.

  • Logika i planowanie: Jak zbudować skomplikowaną strukturę? Jak zarządzać zasobami?
  • Matematyka: Geometria (bloki), proporcje, obliczenia (ile drewna potrzebuję?).
  • Chemia/Fizyka: Jak działają mechanizmy (redstone)? Jak łączyć surowce?
  • Język angielski: 90% zasobów do gry (fora, tutoriale na YouTube) jest po angielsku. Motywacja do nauki języka jest gigantyczna.
  • Czytanie i pisanie: Komunikacja na czatach, czytanie opisów.
  • Programowanie: Wiele dzieci idzie o krok dalej i zaczyna uczyć się podstaw kodowania, by tworzyć własne „mody” do gry.

Przykład 2: „Projekt: Uprawa pomidorów”

Zaczyna się od prostego pytania: „Skąd się biorą pomidory?”. To może prowadzić do:

  • Biologia: Cykl życia rośliny, fotosynteza, zapylanie, rodzaje gleby.
  • Chemia: Nawozy, pH gleby.
  • Ekologia: Problem pestycydów, idea rolnictwa ekologicznego.
  • Matematyka: Mierzenie grządek, obliczanie ilości potrzebnych nasion, kalendarz siewu.
  • Ekonomia: Ile kosztują nasiona? Ile kosztowałyby pomidory w sklepie? Czy nam się „opłaca”?
  • Sztuka kulinarna: Co zrobimy z naszych pomidorów? (czytanie i modyfikowanie przepisów).

A co z „twardą” wiedzą? Czytanie, pisanie, matematyka

To największa obawa rodziców. „Czy moje dziecko kiedykolwiek nauczy się czytać, jeśli go nie zmuszę?”.

Filozofia unschoolingu, poparta badaniami (m.in. ze słynnej szkoły Sudbury Valley, działającej na podobnych zasadach), mówi: tak, nauczy się. Ale w swoim czasie.

Niektóre dzieci uczą się czytać same w wieku 4 lat. Inne zaczynają dopiero w wieku 9 czy 10 lat, bo… nagle tego potrzebują. Chcą przeczytać instrukcję do gry, napisać maila do kolegi, przeczytać książkę, którą polecili im rodzice. I co ciekawe, gdy uczą się z własnej woli, proces ten jest często błyskawiczny – czasem zajmuje kilka tygodni, a nie lat (bo mózg jest dojrzały i zmotywowany).

To samo dotyczy matematyki. Dziecko uczy się ułamków, bo chce podzielić ciasto. Uczy się procentów, bo chce zrozumieć wyprzedaż. Uczy się algebry, bo chce programować grę. Nauka jest odpowiedzią na realną potrzebę, a nie na abstrakcyjny wymóg programu.

Unschooling w Polsce: Piękna idea w zderzeniu z systemem

Tu dochodzimy do bardzo ważnego, praktycznego aspektu. W polskim prawie nie istnieje pojęcie „unschoolingu”. Każde dziecko w wieku 6-18 lat objęte jest obowiązkiem nauki.

Jedyną legalną furtką do praktykowania unschoolingu jest zapisanie dziecka na edukację domową (ED), zgodnie z art. 37 Prawa Oświatowego. Rodzic musi uzyskać opinię z publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz zgodę dyrektora szkoły, do której dziecko jest formalnie zapisane (tzw. „szkoły przyjaznej ED”).

I tu pojawia się największy paradoks. Dziecko na ED musi co roku zdawać egzaminy klasyfikacyjne z całej podstawy programowej. Tak, tej samej, od której unschooling ma być ucieczką.

Polska odmiana: „Unschooling pod egzaminy”

W praktyce, większość polskich rodzin „unschoolingowych” żyje w pewnym kompromisie. Stosują filozofię podążania za dzieckiem na co dzień, ale z tyłu głowy mają listę zagadnień egzaminacyjnych. Gdy egzamin się zbliża, muszą usiąść i „nauczyć się” (często w formie krótkiego, intensywnego kursu) tego, co jest wymagane, a co nie wyszło „naturalnie” w ciągu roku (np. gramatyka historyczna języka polskiego czy szczegółowa budowa pantofelka).

Dla wielu jest to akceptowalny kompromis. Dla purystów unschoolingu – zaprzeczenie idei. Niewątpliwie jednak polski system prawny bardzo utrudnia wdrożenie tej filozofii w jej 100% radykalnej formie.


Potencjalne korzyści i zalety unschoolingu (Okiem psychologa)

Dlaczego, mimo tych trudności, coraz więcej osób decyduje się na tę drogę? Ponieważ potencjalne korzyści psychologiczne i edukacyjne są ogromne.

  1. Prawdziwa miłość do nauki (Lifelong Learning) Gdy nauka nie kojarzy się z przymusem, lękiem i nudą, ciekawość nie gaśnie. Unschoolersi często wyrastają na dorosłych, którzy kochają się uczyć, robią to dla przyjemności, ciągle zdobywają nowe umiejętności, bo nigdy nie nauczono ich, że „nauka jest nudna”.
  2. Głębokie zrozumienie zamiast „ZZZ” (Zakuć, Zaliczyć, Zapomnieć) Ucząc się pod przymusem na sprawdzian, mózg traktuje wiedzę jako informację do przechowania w pamięci krótkotrwałej. W unschoolingu, ucząc się czegoś z pasji, budujesz trwałe, głębokie sieci neuronalne. Wiedza jest kontekstowa i połączona z emocjami, a przez to trwała.
  3. Rozwój samodzielności, odpowiedzialności i funkcji wykonawczych To paradoks – wydaje się, że brak struktury zaszkodzi. W praktyce, dziecko w unschoolingu musi samo nauczyć się planować swój czas, inicjować projekty, szukać zasobów i oceniać efekty. To jest prawdziwy trening funkcji wykonawczych (planowanie, samokontrola, inicjacja zadania), o wiele potężniejszy niż odrabianie zadanych lekcji.
  4. Lepsze zdrowie psychiczne To często główny powód przejścia na ED/unschooling. Brak systemowej presji, ocen, wyścigu szczurów, lęku przed porażką i przemocy rówieśniczej. To przekłada się na drastyczny spadek poziomu stresu (kortyzolu) i mniejsze ryzyko depresji czy zaburzeń lękowych u dzieci.
  5. Indywidualizacja i szacunek dla neurobiologii Unschooling jest idealnym środowiskiem dla dzieci neuroatypowych (np. w spektrum autyzmu, z ADHD), które gasną w systemie szkolnym. Mogą podążać za swoim hiperfokusem, uczyć się w ruchu, robić przerwy, kiedy potrzebują. To także raj dla dzieci wybitnie zdolnych, które w szkole śmiertelnie się nudzą.
  6. Silna, partnerska relacja z rodzicem Rodzic przestaje być „policjantem” odrabiania lekcji. Znika główne pole konfliktu w domu. Relacja opiera się na wspólnym odkrywaniu świata, zaufaniu i partnerstwie, co jest bezcennym kapitałem na okres nastoletni.

Wyzwania, ryzyka i kontrowersje (Szczera rozmowa o wadach)

Jako pedagog i psycholog, byłbym nieuczciwy, gdybym przedstawił unschooling jako idylliczną krainę. To jest droga ekstremalnie wymagająca, obarczona ryzykiem i nie dla każdego. Mówmy o tym głośno.

  1. Wymagania wobec rodzica: „Deschooling” i zasoby Największe wyzwanie w unschoolingu nie leży w dziecku, ale w rodzicu. Musi on przejść własny „deschooling” – proces oduczenia się szkolnego myślenia. To walka z własnym lękiem („Minął tydzień, a on tylko gra!”, „Czy na pewno zdąży z materiałem?”, „Co powiedzą dziadkowie?”). Wymaga to gigantycznej cierpliwości, zaufania i pracy nad sobą. Dodatkowo, wymaga zasobów: czasu (przynajmniej jeden rodzic musi być bardzo obecny) i często finansów (na książki, zajęcia, wyjścia).
  2. Ryzyko „luk w wiedzy” i baniek informacyjnych Jeśli dziecko jest zainteresowane tylko biologią, a kompletnie ignoruje historię, czy mamy interweniować? A co z „nudną” gramatyką? Puryści powiedzą: „nauczy się, gdy będzie potrzebować”. Ja, jako pedagog, widzę tu ryzyko. Jeśli rodzic-facylitator nie będzie umiejętnie „podsuwał” i inspirował do wyjścia poza strefę komfortu, dziecko może utknąć w bańce swoich zainteresowań, tracąc z oczu szerszy kontekst kulturowy i fundamenty wiedzy (co może być problemem np. na polskich egzaminach).
  3. Wyzwanie socjalizacyjne (jeśli jest źle prowadzone) Mówiłem, że mit o braku socjalizacji jest mitem, ale staje się prawdą, jeśli rodzic jest introwertyczny, lękowy lub mieszka w izolacji i aktywnie nie szuka dla dziecka okazji do kontaktu z innymi. Unschooling w mieszkaniu w bloku, bez kontaktu ze światem, to prosta droga do problemów społecznych. To wymaga od rodzica bycia „menedżerem” życia społecznego dziecka.
  4. Presja otoczenia i samotność rodzica To jest gigantyczny koszt emocjonalny. Ciągłe pytania od rodziny: „Ale on nie chodzi do szkoły?”, „Nie zmarnujesz mu życia?”, „A co ze studiami?”. Rodzic-unschooler często czuje się samotny w swojej decyzji i musi mieć w sobie ogromną siłę, by odpierać ataki i wątpliwości otoczenia.
  5. Przygotowanie do rynku pracy i studiów Co ciekawe, badania (głównie z USA) pokazują, że unschoolersi świetnie sobie radzą na studiach – są samodzielni, zmotywowani i potrafią zarządzać sobą. Wyzwaniem jest się na nie… dostać. W Polsce oznacza to konieczność zmierzenia się z maturą. Wymaga to często przestawienia się w okresie licealnym na bardziej ustrukturyzowaną naukę, by zdać egzaminy. Wiele dzieci robi to świadomie, traktując maturę jako „projekt do zrealizowania”, by otworzyć sobie drzwi na uczelnię.

Czy unschooling jest dla każdego? (Moja opinia jako psychologa)

Po tych wszystkich analizach, odpowiedź jest jasna: absolutnie nie.

Unschooling nie jest „metodą” ani „systemem”, który można wdrożyć z podręcznika. To filozofia życia oparta na zaufaniu i partnerstwie.

Unschooling może być ratunkiem dla:

  • Dzieci w spektrum autyzmu, ADHD, z wysoką wrażliwością, które nie wytrzymują przeciążenia bodźcami w szkole.
  • Dzieci wybitnie zdolnych, które nudzą się w systemie i tracą pasję.
  • Dzieci po traumach szkolnych (ofiar przemocy), z fobią szkolną, które potrzebują bezpiecznego środowiska, by odbudować poczucie własnej wartości.
  • Rodzin, które dużo podróżują i chcą, by świat był ich szkołą.

Unschooling może być pułapką dla:

  • Rodziców, którzy są bardzo lękowi, kontrolujący i potrzebują mieć wszystko „poukładane”. Nie będą w stanie dać dziecku wymaganej wolności i zaufania, tworząc w domu toksyczną atmosferę.
  • Rodziców, którzy sami nie są ciekawi świata i nie będą potrafili być inspirującymi facylitatorami.
  • Rodziców, którzy traktują to jako „ucieczkę” od problemu (np. fobię szkolną), ale nie mają zasobów (czasu, energii), by realnie wesprzeć dziecko w nauce. To może skończyć się zaniedbaniem.
  • Niektórych dzieci, które (przynajmniej na pewnym etapie) bardzo potrzebują zewnętrznej struktury i rutyny, a rodzic nie potrafi im jej zapewnić w elastyczny sposób.

Uczenie się to życie. Reszta to tylko szczegóły

Unschooling to nie jest lenistwo. To nie jest anarchia. To radykalny powrót do korzeni, do wiary w to, że człowiek, a zwłaszcza dziecko, jest z natury zaprogramowany do nauki – tak samo jak jest zaprogramowany do oddychania, chodzenia i mówienia.

To filozofia, która wymaga od rodzica więcej, niż jakikolwiek system: wymaga odwagi, by odrzucić własne lęki, presję społeczną i kontrolę, a w to miejsce wstawić zaufanie.

Jako psycholog i pedagog, nie uważam, że jest to jedyna słuszna droga. Ale uważam, że zasady unschoolingu to potężne lekarstwo, którego potrzebuje współczesna edukacja. Nawet jeśli Twoje dziecko chodzi do szkoły, możesz wprowadzić „elementy unschoolingu” do Waszego życia.

Jak? Przestań pytać po powrocie ze szkoły: „Co dziś dostałeś?”. Zamiast tego zapytaj: „Co ciekawego dziś odkryłeś?”. Daj dziecku czas na swobodną, nienadzorowaną zabawę. Zaufaj jego pasjom, nawet jeśli wydają Ci się „głupie”. Zobacz, dokąd Was zaprowadzą.

Bo ostatecznie, celem edukacji nie jest wypełnienie arkusza egzaminacyjnego. Celem jest wychowanie człowieka, który jest ciekawy świata, potrafi myśleć krytycznie, nie boi się wyzwań i wierzy we własne siły.

Podobne wpisy